Ludwik jest w moim wieku... ale jego dusza ma ponad dwieście lat. Rok temu kupił pierwszy telefon komórkowy. "Nie potrzebuję elektronicznej smyczy," mówił przez lata.
Ludwik szczerze nienawidzi wszystkiego co wynaleziono po maszynie do pisania. Kiedy pokazałem mu swój profil na Facebooku, mało nie dostał apopleksji.
"Matko boska!" krzyczał. "Co się dzieje z tymi ludźmi? Czy naprawdę wierzą, że kogokolwiek obchodzi czym się prywatnie zajmują?! I o co chodzi z tymi awatarami?"
Rozmowy o nowinkach technologicznych i mediach społecznościowych są dla Ludwika bardzo stresujące. Robi się czerwony na twarzy i podnosi głos. Chyba ma za wysokie ciśnienie.
"Conabogasiędziejeztymiwszystkimiludźmi?"
"Proszę" zapytałem. "Troszkę głośniej."
"Byłem wczoraj na Twitterze," wyznał. "Co na Boga dzieje się z tymi wszystkimi ludźmi?"
"Co masz na myśli?" zapytałem.
"Twitter to 50 milionów wpisów każdego dnia. Ludzie siedzą przy komputerach lub z komórkami w dłoniach i non-stop nadają, 'Jestem na przystanku. Autobus spóźniony 15 minut. Czekam w deszczu. Parasol czeka w domu.' Kto normalny wysyła takie komunikaty z komórki? Kto ma to czytać? Czy niektórym już totalnie odbiło? Każdy wokół rozpowiada o kreowaniu 'osobistej marki'. A niby co to ma być? Raport o punktualności komunikacji miejskiej? Archiwizowanie dla potomności każdej minuty swego nudnego życia? To tak jakby wszyscy przedszkolacy przenieśli się nagle do Internetu: gromada dzieci przekrzykujących się i przepychających, 'Ja! Ja jestem najmądrzejszy! Ja jestem najładniejsza! Patrzcie teraz na mnie!'. Kogo to obchodzi? Kto to zapamięta? Pomieszanie z poplątaniem!!!"
Ludwik złapał oddech.
"Chcesz powiedzieć, że nie przepadasz za Twitterem?" zapytałem nieśmiało.
"Nienawidzę Twittera!" - prawie płakał.
Dałem mu kilka minut, żeby doszedł do siebie... i powiedziałem:
"To znaczy, że niecierpisz też telefonu?"
"Do czego zmierzasz?" zapytał.
"Twitter to tylko narzędzie, takie jak telefon," powiedziałem. "Niektórzy przesadzają z aktywnością na Twitterze tak jak niektórzy za dużo rozmawiają przez telefon. Dzwonił ktoś do Ciebie z ofertą sprzedaży? Odebrałeś w środku nocy telefon od znajomego, który chciał pogadać o kłopotach z żoną? Rozmawiałeś z kimś kto nie miał nic ciekawego do powiedzenia? Masz znajomych, którzy dzwonią zbyt często?"
"To coś zupełnie innego," odpowiedział Ludwik. "To jest telefon."
"No to w takim razie na pewno nie lubisz poczty elektronicznej!" ciągnąłem lekko rozbawiony. "Niechciane oferty handlowe, bezwartościowe komunikaty, rozwlekłe informacje, niepotrzebne załączniki, ludzie, którzy w polu 'Wyślij' pomyłkowo naciskają 'Odpowiedz wszystkim'... Jeżeli nienawidzisz Twittera, musisz mieć podobny stosunek do e-maili."
"To nie to samo," dzielnie bronił się Ludwik. "To jest e-mail."
"Nie ma żadnej różnicy, Ludwiku," powiedziałem. "Twitter to jeszcze jedno narzędzie komunikacji. Ludzie będą je nadużywać jak niechciane ulotki w skrzynce pocztowej, natrętne e-maile, infantylne wpisy na Facebooku lub prymitywne reality TV."
"Chcesz powiedzieć, że LUBISZ Twittera?" zapytał z błyskiem w oku.
"Nie, ja lubię chilijskie wytrawne czerwone wino. Lubię spaghetti. Lubię ciasto ze śliwkami. Korzystam z Twittera tak jak z telefonu komórkowego, poczty elektronicznej, bloga i mojej witryny w Internecie. Biorę je takie jakie są, godzę się z ich wadami i staram się dobrze wykorzystywać. Tak jak prawie wszystkie inne rzeczy w życiu."
Zapanowała cisza. Ludwik zamówił kolejne piwo. Ekologiczne.
Po sześciu minutach milczenia zapytał cicho nie patrząc mi w oczy:
"Jeżeli założę konto na Twitterze, zapiszesz się do grupy moich znajomych?"
"Jasne," odpowiedziałem klepiąc go w plecy. "Przeczytam każdy Twój wpis, kolego. Jeśli masz coś ciekawego do powiedzenia, do rozmowy dołączy też wielu innych."
"Wątpię," odpowiedział.
"Ja też," pomyślałem, ale... nie powiedziałem tego głośno.
|