Jednym z najbardziej irytujących aspektów czytania czegokolwiek napisanego przez wiekowych praktyków PR takich jak ja (?) jest tendencja do upiększania pierwszych lat public relations w Polsce.
Przypomniałem sobie o tej głupiej słabości po obejrzeniu filmu Woody Allena "Midnight in Paris".
Komedia romantyczna Woody Allena to delikatna opowieść o tym, że to, co minione zawsze wydaje się piękniejsze tym, którzy tego nie doświadczyli.
To prowadzi nas do historii public relations nad Wisłą i Odrą. Według niektórych polskich guru PR były takie lata kiedy praca w public relations kojarzyła się tylko i wyłącznie z wystawnymi bankietami i litrami najlepszego alkoholu, całodobowym seksem i uległymi klientami, którzy bez grymaszenia robili wszystko co im kazaliśmy i bez pytań płacili faktury.
Jeżeli coś takiego kiedyś mówiłem, musiałem być chory.
Jak daleko sięgam pamięcią, public relations zawsze było stresującym zajęciem, niezwykle konkurencyjnym i równie wyczerpującym jak dzisiaj. Myślę nawet, że public relations było jeszcze trudniejsze kiedy formalnie go w Polsce nie było :-)
Public relations, jak każda inna forma działalności biznesowej, przyciąga garstkę wyjątkowych ludzi i mnóstwo średniaków. A tam gdzie przeciętność zawsze pojawia się głupota.
Od czasu do czasu (mam wrażenie, że za rzadko) piszę na tym blogu o głupocie w public relations i komunikacji marketingowej. Prawda jest taka, że w układzie izolowanym suma wszystkich rodzajów głupoty jest stała – zmienia się tylko jej charakter.
Jak w zasadzie zachowania energii (byłem na tej lekcji fizyki), głupoty nie można stworzyć lub zniszczyć – można ją tylko przetworzyć z jednej formy w inną.
|