W ramach audytów komunikacyjnych prowadzę grupy fokusowe, których celem jest zebranie opinii pracowników o komunikacyjnych działaniach swoich firm.
Kiedy prowadzisz takie badania szybko zbierasz wiele doświadczeń w wykrywaniu kłamstw. Z 99% skutecznością wychwytuję kłamczucha w grupie w ciągu pięciu minut. Powiem o sobie nieskromnie: jestem bardziej skuteczny od policyjnego wariografu.
Nie twierdzę, że kłamcy są z gruntu złymi ludźmi. Kłamstwa ułatwiają im życie, oszczędzają (chwilowo) kłopotów, chronią innych przed emocjonalnym szokiem, pomagają zachować twarz, podwyższają samoocenę...
W czasie badań fokusowych ludzie kłamią z miliona powodów. Na przykład, powiedzmy, że prowadziłem fokus, którego celem była ocena firmowego biuletynu. Spotkanie zacząłem od prostego pytania do całej grupy:
"Kto z państwa regularnie czyta Bobasa?"
Kilka osób skinęło na znak, że czyta magazyn, ale nikt nie podniósł ręki. Pytam więc jedną z kobiet, które kiwały twierdząco głową: "Jest pani stałą czytelniczką Bobasa, tak?"
"Oczywiście. Zawsze znajdę w miesiącu pół godziny, żeby przejrzeć najciekawsze artykuły."
Kobieta może kłamać, bo Bobas jest kwartalnikiem. A może tylko czuje się zakłopotana moim pytaniem. Firma wydaje tyle pieniędzy na Bobasa (tak jej się wydaje), a ona to lekceważy. I jak się do tego publicznie przyznać?
Być może nie jest notorycznym kłamczuchem. Najprawdopodobniej uczciwie wypełnia wszystkie rubryki PIT-u i nie oszukuje męża. Może jest jej teraz wstyd, że nie czyta Bobasa. Może sądzi, że doniosę na nią prezesowi. Może nie chce zrobić przykrości koleżance, która jest redaktorką Bobasa. Może nie chce wyjść na idiotkę.
Ale kiedy poczuję kłamstwo, muszę sprawdzić co się za tym kryje. W innym razie, na podstawie zapisu spotkania fokusowego powstanie raport, z którego czytelnik dowie się, że ona regularnie czyta Bobasa, a ja wiem, że tak nie jest.
Tak czy inaczej, na marginesie zapisu spotkania muszę zrobić notatkę:
"Minuta 18:12: Blondynka z małą myszką na prawym policzku prawdopodobnie kłamie mówiąc, że systematycznie czyta magazyn."
Ani się obejrzę kiedy na marginesie pojawi się więcej uwag:
"Minuta 21:19: Inżynier w okularach mówi, że wierzy swemu szefowi, ale nerwowo rozgląda się w poszukiwaniu ukrytych kamer i mikrofonów."
"Minuta 27:35: Pulchna sekretarka w samych superlatywach opowiada jak znakomicie jej się współpracuje z szefem. Kończy słowami: 'Bardzo mi zależy, żeby prezes dowiedział się co o nim tutaj mówiłam.'"
I tak dalej. Moim zadaniem jest ustalenie faktów i muszę to zrobić szybko jeżeli nie mam pogubić się w labiryncie ludzkich słabości, obaw i niedomówień.
Nachodzi mnie taka fantazja, że prowadzę grupę fokusową jak Sherlock Holmes i zbieramy się wszyscy w jednym pokoju, żeby ujawnić tożsamość mordercy. Blondynce z myszką powiedziałbym:
"Więc... hmmm... regularnie czyta pani magazyn... tak? W takim razie na pewno pani pamięta tytuł ostatniego artykułu, który najbardziej się pani spodobał. Nie? Jak to możliwe? A jakie tematy najbardziej panią interesują? A może jeden tytuł z ostatniego półrocza? Żaden? Może pani w ogóle nie miała w ręku Bobasa?!?!?"
W tym momencie blondynka wybucha płaczem i przyznaje się do wszystkiego:
"TAK! TAK! Nigdy go nie czytałam. Brzydzę się nim, bo ma takie ohydne okładki. O Boże, jak ja nie cierpię tego czytać. I te zdjęcia... wstrętne!"
I jak w każdej kryminalnej opowieści kiedy świadek decyduje się w końcu zeznawać usłyszałbym jeszcze histeryczne wyznanie:
"Artykuły wstępne prezesa są nudne jak flaki z olejem, pełno w nich frazesów i wodolejstwa. Wkurzają mnie te sportowe porównania, które niczego nie wyjaśniają... i ciągłe powtarzanie jak ważna jest misja i zaciskanie pasa w kryzysie... że trzeba stale podnosić kwalifikacje kiedy nikt nie sprawdzał jakie ja MAM kwalifikacje!"
W rzeczywistości mówię jednak tak: "Co się pani/panu w tym podoba? Czy pomaga w pracy? Czy mogę prosić o przykład?" Wystarczy 10 sekund, żeby sprawdzić czy czyta biuletyn.
Umiejętność ujawniania kłamczuchów znakomicie sprawdza się w grupach fokusowych, ale bywa obciążeniem w życiu prywatnym.
Na przykład, moja przyjaciółka Ewa. Z miejsca wiem kiedy nie mówi prawdy.
Żeby było jasne: Ewa nigdy nie kłamie w sprawach ważnych. Nie powie, że idzie do sklepu, żeby spędzić miło pięć godzin z sąsiadką. Nie tłumaczy debetu na karcie kredytowej powiększeniem się... dziury ozonowej. Nie odmówi gry w tenisa wykręcając się bólem głowy. Kropka.
Jak uczestnicy grup fokusowych Ewa ma miliony powodów do mijania się z prawdą. Najczęściej kłamie kiedy: 1. zawodzi ją pamięć i 2. daje się ponieść emocjom.
Na przykład, sobotni wieczór spędziliśmy ze znajomymi, Joanną i Jackiem. Nowa restauracja, smaczne jedzenie, dobre wino i ulubiony temat przyjaciół: filmy.
Nie pamiętam kto rzucił nazwisko Meryl Streep.
"Kocham Meryl Streep," powiedziała Joasia.
Znam Joasię prawie 20 lat i nigdy o tym nie słyszałem. Pomyślałem, że tym razem nie będę mieć kłopotu z prezentem urodzinowym dla niej.
"Które jej filmy są najlepsze?" zapytałem Joasię.
Podała kilka przebojowych tytułów wymieniając na koniec "Pożegnanie z Afryką."
"Uwielbiam ten film!" wykrzyknęła Ewa.
W tym momencie uaktywniła się nieformalna Grupa Fokusowa Pressence PR... Wiedziałem, że nie mówiła prawdy. Nie miała złych intencji. Nie chciała się popisać. Coś jej się poplątało. Czułem, że nie oglądała tego filmu. I tyle.
Nie mogłem się powstrzymać. Włączyłem "tryb grupy fokusowej".
"Przepraszam, ale nie widziałaś 'Pożegnania z Afryką'," powiedziałem.
"Co masz na myśli?" zapytała.
Ze szczegółami opowiedziała historię kupna pierwszego magnetowidu (Berlin, 1990, Philips) i to jak pierwszy raz oglądała na nim z siostrą "Pożegnanie z Afryką". Historia pełna barwnych szczegółów, ale ja wiedziałem swoje: nie oglądała.
"Kto był partnerem Meryl Streep w 'Pożegnaniu z Afryką'?" zapytałem prawie jak Herkules Poirot.
"Nie mam głowy do nieistotnych szczegółów!" odpowiedziała.
Robert Redford to nieistotny szczegół? Pierwszy raz poczułem to, z czym porucznik Columbo radził sobie dużo lepiej.
"Który fragment z tego filmu podobał Ci się najbardziej?" chciałem zapytać. "Pamiętasz scenę kiedy dwa lwiątka zgubiły się na cmentarzysku słoni, zaatakowały je hieny i nie wiadomo jakby to się zakończyło gdyby tata lew nie przybył z odsieczą?"
W mojej wyobraźni Ewa odpowiedziałaby, "Oj, tak... to była cudowna scena, ale nie wiem czy najlepsza."
Na co ja odpowiedziałbym:
"To nie mogła być Twoja ulubiona scena, ponieważ opisałem scenę z filmu 'Król Lew'. I czyż nie jest prawdą, że nigdy NIE widziałaś 'Pożegnania z Afryką'?!?!"
W tym momencie Ewa przyłapana na "kłamstwie" przyznałaby mi rację. Ufff...
Ale moje fantazje rzadko się materializują, więc szybko zmieniliśmy temat rozmowy.
W niedzielę wypożyczyłem "Pożegnanie z Afryką". Znakomita gra aktorska, cudowne zdjęcia, magnetyczna muzyka... nudnawy scenariusz.
"Nigdy nie oglądałaś tego filmu, prawda?"
Po dłuższym milczeniu odpowiedziała:
"Chyba pomieszało mi się z 'Elzą z afrykańskiego buszu'."
Gdyby była prowadzona grupa fokusowa o filmach z udziałem Meryl Streep, Ewa wypowiadałaby się o filmie, którego nigdy nie widziała. Chyba... chyba, że trafiłaby na doświadczonego detektywa PR z nosem do wyczuwania kłamstw.
|