Bogusław Feliszek, 2009-02-02 |
"Znowu to samo..." |
Budzisz się rano zadowolony z siebie i życia. Aromatyczna kawa, świeże bułeczki, spacer z psem, aż tu nagle - bum! Znowu musisz zmienić wszystkie plany nie tylko na dziś, jutro i pojutrze, ale może i na dłużej. I co jeszcze bardziej frustrujące - znowu okoliczności przykrego wydarzenia są podejrzanie znajome. Wiesz o czym mówię? Znowu - lider partii woła o pokój. Znowu - minął Cię awans. Znowu - klient odrzucił projekt budżetu PR na nowy rok. Znowu - przydzielono Ci do współpracy najmniej sympatyczną osobę w firmie. Znowu - jesteś oskarżony o coś czego nie zrobiłeś. Znowu - wirus skasował listę kontaktów w programie pocztowym. Znowu - przyszła podwyżka za wynajem biura. Znowu - zawiódł Cię dziennikarz, do którego miałeś absolutne zaufanie. Znowu - osoba, którą kochasz zaczyna traktować Cię przedmiotowo. Znowu - Twój partner w interesach wymiguje się od pracy. Ta lista może być oczywiście dużo dłuższa. Życie pełne jest niespodzianek. Od czasu do czasu także tych z kategorii "znowu to samo". Dlaczego tak się dzieje? Czy to tylko niefortunny zbieg okoliczności? Czy można kogoś za to winić? Czy mogę coś zrobić, aby wyrwać się z tego zaklętego kręgu rozczarowań i niepowodzeń? Zmiana za zmianą W mojej pracy konsultanta PR mam do czynienia z ciągłą zmianą. To, co było dobre wczoraj nie musi być wystarczające dobre dzisiaj. Ten kto się nie rozwija, cofa się. W public relations - jak w życiu - jesteśmy skazani na zmiany, więc lepiej, żeby to były zmiany pozytywne. Wszystkie systemy w jakich funkcjonujemy - Wszechświat, nasza planeta, nasze ciało i nasze relacje z innymi ludźmi - kierują się ku większej świadomości, pełniejszej ekspresji i pełniejszej egzystencji. Każde nasze doświadczenie - także to z dziedziny PR - jest okazją do rozwoju naszej świadomości, życia uczuciowego i wiedzy. Innymi słowy - jesteśmy stworzeni dla rozwoju. Zbieg okoliczności? Nie sądzę. Kogoś należy za to winić? Nie. Może raczej należy mu podziękować. Tydzień temu umówiłem się na wizytę u dentysty. Wyjechałem z domu z "odpowiednim wyprzedzeniem" biorąc poprawkę na miejskie korki. I czy dasz wiarę? Na każdym skrzyżowaniu trafiałem na czerwone światło. Czy ktoś słyszał o zielonej fali? Ale czy ktoś ją widział? Siedząc za kierownicą obwiniałem siebie za brak wyobraźni w przewidywaniu niespodzianek na drodze, a miejskich planistów za niedostatek umiejętności w organizacji ruchu. Zdenerwowanie i frustracja rosły na każdych kolejnych czerwonych światłach. Bolał nie tylko jeden ząb, ale czułem rwanie w całej szczęce! W pewnym momencie licząc każdą sekundę najdłuższego w historii świata postoju coś do mnie dotarło. Tak to pamiętam: "Dlaczego to zawsze przytrafia się właśnie mnie?" (Warczenie, przewracanie oczami, tupanie, obwinianie, parskanie) I na koniec, "No jasne. Chodzi o to, żebym się czegoś nauczył. Ponieważ to ciągle to mnie wraca, mogę wyciągnąć z tego wnioski albo za każdym razem wprowadzać się w ten makabryczny stan ducha do końca życia! Czego więc mogę się nauczyć? I jak zamienić to w pozytywne doświadczenie?" I nagły przebłysk geniuszu. "Chodzi o to, żeby pogodzić się z tym na co nie mam wpływu. Nie mam absolutnie żadnego wpływu na tempo zmiany świateł na skrzyżowaniach i na liczbę samochodów w ruchu ulicznym. Jest to całkowicie poza mną! Mogłem wyjechać z domu trochę wcześniej, ale tego nie zrobiłem. Teraz mogę tylko opanować zdenerwowanie i zrelaksować się albo bezwstydnie i niezasłużenie katować swoje ciało i umysł. Czas, żeby nauczyć się trochę... cierpliwości." Czekając na kolejną zmianę świateł wziąłem głęboki oddech i ... zacząłem się głośno śmiać z samego siebie. Ile to razy źródłem mojego zdenerwowania i frustracji była niecierpliwość. Myślałem też o innych trudnych sytuacjach, które można było wykorzystać "edukacyjnie". Dojeżdżając do następnego skrzyżowania byłem już kompletnie wyluzowany. Podziękowałem sobie pięknie na widok czerwonego światła. "Dziękuję!" Dojeżdżając do następnego skrzyżowania prosiłem o czerwone światło, "Proszę, daj mi czerwone. Daj mi jeszcze jedną szansę... Bardzo tego potrzebuję." Było czerwone. Pozostałą część trasy spędziłem w wesołym nastroju. Na parking wjechałem kwadrans spóźniony. Nie biegłem po schodach. Dostojnie po nich wchodziłem. Uśmiechnięty. Zrelaksowany. Zadowolony. Następnym razem kiedy będę spóźniony nie ze swojej winy, prawdopodobnie nie wpadnę bezmyślnie w pułapkę niecierpliwości. A nawet jeśli mi się to nie uda, szybciej się z niej wyzwolę. I z większym uśmiechem :-) Konkluzja Czego to uczy praktyka PR? Tego, że dentyści czasami muszą czekać na kierowców? Tego, że trzeba ufać swemu instynktowi? Tego, że nie ma sytuacji bez wyjścia? Tego, że kiedy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy? Każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Proponuję jednak, żebyś uważniej przyjrzał się temu co "znowu" przytrafi Ci się w tym tygodniu. Wcześniej czy później, to przyjdzie. Bo przecież zawsze przychodzi... |