Bogusław Feliszek, 2010-02-25
"Koszmar komunikacyjny"

Koszmar komunikacyjny

Możesz sobie wyobrazić większy koszmar komunikacyjny?

Na Świdnickiej we Wrocławiu natknąłem się na znajomego fotografika. Co słychać? Co słychać? Takie tam branżowe ploteczki. Dawno się nie widzieliśmy, bo ostatnie pół roku spędził za granicą. Sensacyjną historię opowiedział mi dopiero pod koniec.

Znajomy od lat pracuje dla renomowanych firm. Jak co roku otrzymał zlecenie zrobienia zdjęć portretowych szefa dużego koncernu, którego nazwę lepiej przemilczę. Dodam tylko, że zawsze na początku roku robi temu prezesowi zdjęcie, które potem jest wykorzystywane we wszystkich materiałach marketingowych.

Klasyczny portret. Nic trudnego. Przyjeżdżasz do biura, delikatny make-up, ustawiasz szefa trzy metry przed sobą, prosisz o miły uśmiech, robisz 30 zdjęć i wybierasz najlepsze ujęcie. Kwadrans pracy. Jeżeli macie więcej czasu, możesz go zabrać poza biuro, pokazać podczas konwersacji z klientem lub pracownikami. Szef też człowiek, lubi porozmawiać, więc warto to pokazać :-)

Ale – jak się okazało – pojawił się drobny problem. Koledze nie udało się spędzić z klientem pełnego kwadransa. Nie spędzili nawet pięciu minut. Ani jednej minuty.

"Nie byliśmy razem nawet przez dziesięć sekund" – powiedział znajomy. "W ogóle się nie spotkaliśmy."

"I co zrobiłeś?" – zapytałem wyobrażając sobie jak lokuje się w budynku naprzeciw siedziby koncernu niczym snajper czyhający na ofiarę z lunetą lub prywatny detektyw szukający najlepszego ujęcia, uzbrojony w aparat z teleobiektywem.

Mógł też czekać na niego o świcie przed domem jak zawodowy paparazzo (tak właśnie brzmi forma pojedyncza od paparazzi; sprawdzałem!) żyjąc nadzieją, że "pstryknie" go jak wychodzi z willi do pracy i czule żegna się z żoną. Mógł też ukryć się za zasłoną w biurze i wyskoczyć z ukrycia kiedy prezes wejdzie do gabinetu.

Taaak... Kiedy fotograf uprze się, żeby zrobić zdjęcie to i tak je zrobi. Na pewno?

Życie okazało się bardziej zdumiewające od moich najdziwniejszych fantazji.

"I co teraz zrobisz?" – zapytałem. "Skopiuję zdjęcie z zeszłego roku i w Photoshopie zmienię kolor krawata" – odpowiedział wzruszając ramionami. "I takie będzie miał zdjęcie do końca roku."

Takie właśnie rzeczy dzieją się czasem w korporacyjnej komunikacji. Znasz historię, która przebije opowieść mojego znajomego? Chętnie posłucham! Napisz o tym do mnie.